Dzisiaj odbył się 32 Wrocław Maraton, młodszy ode mnie o roczek,
bo mam 33 lata. Może w którymś roku będą zorganizowane 2
maratony to Wrocławski Maraton mnie dogoni. :-)
Odbył się rok po moim pierwszym maratonie na którym miałam
życiówkę. To mój 7 maraton (5-ty uliczny, 1 górski, 1 brzegiem
morza) i chociaż ukończyłam go z czasem powyżej 5 godzin to mój
najlepszy maraton w życiu.
32 Wrocław Maraton
http://wroclawmaraton.pl/
Dystans: 42,195km
Termin: 14.09.2014
Czas: 05:15:22
Miejsce: Wrocław, ulicami miasta
Czas: 05:15:22
Miejsce: Wrocław, ulicami miasta
Ustawiłam się na czas 4 godziny, bo tak mi poradzili koledzy z
klubu żebyśmy pobiegli razem. Oni już tak biegali maratony w
granicach 4 godzin, moja życiówka to 4:14 tak więc zapowiadał się
czas poprawy wyników. Stanęliśmy przed 4 godzinami tam gdzie 3:50
i biegliśmy tak przez ładnych kilometrów, później ich tempo było
dla mnie za szybkie i zostałam z tyłu. Czułam coraz większe
wyczerpanie fizyczne, nie wiem czy to też nie kwestia występujących
dzień wcześniej problemów żołądkowych czy bardziej narzucenia
zbyt dużego tempa na początku, ale z wielkim trudem dobiegłam do
połówki maratonu. Pogoda była słoneczna, około 22 stopni, zero
deszczu, może trochę wiatru i niewiele cienia. Starałam się
nawadniać na każdym punkcie, ale bieg przychodził mi z dużym
trudem, do tego wszystkiego bolała mnie prawa noga. Nie wiedziałam
czy to kwestia nie do końca wypracowanej techniki w Five Fingers,
czy coś mi podeszło, ale po maratonie okazało się, że w bucie
był niewielki kamyk. Co do Five Fingers to jedna dziewczyna,
powiedziała mi w trakcie biegu, o tym jak bieganie w Five Fingers to
jej marzenie, powiedziałam jej: „Jeszcze wszystko przed tobą!”,
bardzo to było miłe usłyszeć od kogoś, że robi się coś co
jest jego marzeniem. :)
Wracając jednak do biegu to zaczęłam więcej maszerować i trochę
biegać, poza maszerowaniem i piciem wody koło punktu z wodą
przebiegłam całą Grabiszyńską, ale nawet maszerowanie
przychodziło mi z wielkim trudem. W pewnym momencie usiadłam na
murku przy trasie i postanowiłam odpocząć z 5-10 minut. Nigdy nie
zdarzyło mi się coś takiego na biegu po mieście żebym
potrzebowała siedzieć. Mijający mnie biegacze zachęcali mnie do
biegu, ale ja nie miałam siły wstać i zmusić się do większego
wysiłku...
W pewnym momencie jeden biegacz podszedł do mnie i spytał się mnie
czy w czymś mi może pomóc. Odpowiedziałam, że może posiedzieć
ze mną. Przysiadł się i zaczęliśmy rozmawiać. Miał ciekawy
strój czarodzieja: kapelusz na głowie, kolorową koszulę i spodnie
poszerzane przy nogawkach a na szyi znak dolara. Swoim strojem
wywoływał uśmiech na twarzach wielu osób, co było jego zamiarem
aby nieść radość i pomoc innym. Pojawiał się jak promyk słońca,
który daje nadzieję w czasie pochmurnych dni. Taką też nadzieję
przyniósł dla mnie.
Posiedzieliśmy około 5 minut i pomaszerowaliśmy dalej. Przedstawił
się jako sławny biegacz Piotrek ..., zapisał namiar na mojego
bloga, chciałam żeby ktoś zrobił nam wspólne pamiątkowe zdjęcie
jakbyśmy się rozbiegli przed metą, ale Piotrek obiecał pobiec ze
mną do mety. :) W trakcie maratonu długo rozmawialiśmy, trochę
biegaliśmy, ale więcej maszerowaliśmy. W pewnym momencie Piotrek
widząc dzieci zdjął kapelusz i poczęstował je lizakami. Robił
to na całej trasie aż do momentu kiedy skończyły mu się lizaki.
Kiedy dał dzieciom ostatnie lizaki jeden tato powiedział do swojego
dziecka: „Zobacz czarodziej wyciągnął z kapelusza lizaka dla
ciebie”. I rzeczywiście można tak o nim powiedzieć, że jest
czarodziejem, oczarowuje ludzi wokół siebie swoim uśmiechem i
radością przemieniając w ten sposób świat na lepsze.
Biegliśmy tak i maszerowaliśmy, wiele przy tym rozmawialiśmy aż
do mety dotarliśmy a później znowu rozmawialiśmy i tak miło czas
spędziliśmy. :-) Czarodziej Piotrek powiedział, żebym się nie
martwiła upływającym czasem, bo zapłaciliśmy za 6 godzin to tyle
możemy przebywać na trasie w trakcie maratonu a czym wolniej
zmierzamy do celu tym więcej czasu mamy dla siebie. Tak więc
ukończyłam bieg z czasem 5:15:22 na następujących pozycjach:
Open 3482/3840
Kobiety 471/562
K30 93 /115
Najbardziej z całego biegu podobało mi się, kiedy Czarodziej
Piotrek podszedł do mnie i powiedział, że jest tutaj dla mnie i
faktycznie tak się stało. Kiedy potrzebowałam maszerować to
maszerowaliśmy, kiedy miałam siłę biegać biegliśmy, kiedy było
mi słabo to mnie wspierał, opowiedziałam mu o moich ostatnich
problemach to wysłuchał mnie i poradził co i jak mam zrobić.
Powiedział też, że może ze mną przebiec jeden z biegów i
dostosowując się do mojego tempa udzieli mi praktycznych
wskazówek...
Tak więc w podziękowaniu za pomoc i okazane serce dedykuję tę
piosenkę Piotrkowi w prezencie:
„Wdowi grosz”
„Że jeszcze tacy ludzie są,
których nie porwało zło
Oni jeszcze kochać chcą.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz