niedziela, 14 września 2014

Wyjątkowy maraton – Wrocław Maraton

Dzisiaj odbył się 32 Wrocław Maraton, młodszy ode mnie o roczek, bo mam 33 lata. Może w którymś roku będą zorganizowane 2 maratony to Wrocławski Maraton mnie dogoni. :-)
Odbył się rok po moim pierwszym maratonie na którym miałam życiówkę. To mój 7 maraton (5-ty uliczny, 1 górski, 1 brzegiem morza) i chociaż ukończyłam go z czasem powyżej 5 godzin to mój najlepszy maraton w życiu.

32 Wrocław Maraton

http://wroclawmaraton.pl/
Dystans: 42,195km
Termin: 14.09.2014
Czas: 05:15:22
Miejsce: Wrocław, ulicami miasta
Ustawiłam się na czas 4 godziny, bo tak mi poradzili koledzy z klubu żebyśmy pobiegli razem. Oni już tak biegali maratony w granicach 4 godzin, moja życiówka to 4:14 tak więc zapowiadał się czas poprawy wyników. Stanęliśmy przed 4 godzinami tam gdzie 3:50 i biegliśmy tak przez ładnych kilometrów, później ich tempo było dla mnie za szybkie i zostałam z tyłu. Czułam coraz większe wyczerpanie fizyczne, nie wiem czy to też nie kwestia występujących dzień wcześniej problemów żołądkowych czy bardziej narzucenia zbyt dużego tempa na początku, ale z wielkim trudem dobiegłam do połówki maratonu. Pogoda była słoneczna, około 22 stopni, zero deszczu, może trochę wiatru i niewiele cienia. Starałam się nawadniać na każdym punkcie, ale bieg przychodził mi z dużym trudem, do tego wszystkiego bolała mnie prawa noga. Nie wiedziałam czy to kwestia nie do końca wypracowanej techniki w Five Fingers, czy coś mi podeszło, ale po maratonie okazało się, że w bucie był niewielki kamyk. Co do Five Fingers to jedna dziewczyna, powiedziała mi w trakcie biegu, o tym jak bieganie w Five Fingers to jej marzenie, powiedziałam jej: „Jeszcze wszystko przed tobą!”, bardzo to było miłe usłyszeć od kogoś, że robi się coś co jest jego marzeniem. :)
Wracając jednak do biegu to zaczęłam więcej maszerować i trochę biegać, poza maszerowaniem i piciem wody koło punktu z wodą przebiegłam całą Grabiszyńską, ale nawet maszerowanie przychodziło mi z wielkim trudem. W pewnym momencie usiadłam na murku przy trasie i postanowiłam odpocząć z 5-10 minut. Nigdy nie zdarzyło mi się coś takiego na biegu po mieście żebym potrzebowała siedzieć. Mijający mnie biegacze zachęcali mnie do biegu, ale ja nie miałam siły wstać i zmusić się do większego wysiłku...
W pewnym momencie jeden biegacz podszedł do mnie i spytał się mnie czy w czymś mi może pomóc. Odpowiedziałam, że może posiedzieć ze mną. Przysiadł się i zaczęliśmy rozmawiać. Miał ciekawy strój czarodzieja: kapelusz na głowie, kolorową koszulę i spodnie poszerzane przy nogawkach a na szyi znak dolara. Swoim strojem wywoływał uśmiech na twarzach wielu osób, co było jego zamiarem aby nieść radość i pomoc innym. Pojawiał się jak promyk słońca, który daje nadzieję w czasie pochmurnych dni. Taką też nadzieję przyniósł dla mnie.
Posiedzieliśmy około 5 minut i pomaszerowaliśmy dalej. Przedstawił się jako sławny biegacz Piotrek ..., zapisał namiar na mojego bloga, chciałam żeby ktoś zrobił nam wspólne pamiątkowe zdjęcie jakbyśmy się rozbiegli przed metą, ale Piotrek obiecał pobiec ze mną do mety. :) W trakcie maratonu długo rozmawialiśmy, trochę biegaliśmy, ale więcej maszerowaliśmy. W pewnym momencie Piotrek widząc dzieci zdjął kapelusz i poczęstował je lizakami. Robił to na całej trasie aż do momentu kiedy skończyły mu się lizaki. Kiedy dał dzieciom ostatnie lizaki jeden tato powiedział do swojego dziecka: „Zobacz czarodziej wyciągnął z kapelusza lizaka dla ciebie”. I rzeczywiście można tak o nim powiedzieć, że jest czarodziejem, oczarowuje ludzi wokół siebie swoim uśmiechem i radością przemieniając w ten sposób świat na lepsze.
Biegliśmy tak i maszerowaliśmy, wiele przy tym rozmawialiśmy aż do mety dotarliśmy a później znowu rozmawialiśmy i tak miło czas spędziliśmy. :-) Czarodziej Piotrek powiedział, żebym się nie martwiła upływającym czasem, bo zapłaciliśmy za 6 godzin to tyle możemy przebywać na trasie w trakcie maratonu a czym wolniej zmierzamy do celu tym więcej czasu mamy dla siebie. Tak więc ukończyłam bieg z czasem 5:15:22 na następujących pozycjach:
Open 3482/3840
Kobiety 471/562
K30 93 /115

Najbardziej z całego biegu podobało mi się, kiedy Czarodziej Piotrek podszedł do mnie i powiedział, że jest tutaj dla mnie i faktycznie tak się stało. Kiedy potrzebowałam maszerować to maszerowaliśmy, kiedy miałam siłę biegać biegliśmy, kiedy było mi słabo to mnie wspierał, opowiedziałam mu o moich ostatnich problemach to wysłuchał mnie i poradził co i jak mam zrobić. Powiedział też, że może ze mną przebiec jeden z biegów i dostosowując się do mojego tempa udzieli mi praktycznych wskazówek...



Tak więc w podziękowaniu za pomoc i okazane serce dedykuję tę piosenkę Piotrkowi w prezencie:
„Wdowi grosz”

„Że jeszcze tacy ludzie są,
których nie porwało zło
Oni jeszcze kochać chcą.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz