poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Odlotowy maraton

Po raz pierwszy miałam taki maraton, biegnę, biegnę i czuję jak odlatuję...

7 Bałtycki Maraton Brzegiem Morza

Dystans: maraton
Rodzaj biegu: morski :-)
Termin: 27.08.2016
Miejsce:  Jastarnia, Kuźnica, Chałupy, Władysławowo, Chałupy, Kuźnica, Jastarnia
 
Ale zacznijmy od początku. Mowa tutaj o 7 Bałtyckim Maratonie Brzegiem Morza, który sam w sobie jest odlotowy, człowiek sobie biegnie i z jednej strony ma plażę a z drugiej morze i fale, pod stopami jest piasek więc można sobie biec na boso i czerpać radość z biegania. :-) Później pozostaje wyścig z czasem oraz innymi biegaczami.
Maraton sam w sobie jest trudny, ale maraton brzegiem morza jest jeszcze trudniejszy, trzeba zmagać się z falami i momentami grząskim piaskiem co nie zmienia faktu, że jest to przyjemne zmaganie tylko przebiegnięcie wymaga większego przygotowania albo przemaszerowania części dystansu, ponieważ na pokonanie maratonu jest limit 7 godzin. W tym roku przygotowałam się jeszcze lepiej od poprzedniego. Tydzień przed maratonem przeszłam ok. 45 km szlakiem św. Jakuba a w czwartek dwa dni przed maratonem przeszłam cały Półwysep Helski (ponad 36 km) tak więc byłam w świetnej formie zarówno fizycznej jak i psychicznej. Od początku maratonu utrzymywałam czwartą pozycję pośród kobiet i czułam się bardzo dobrze. Dziękowałam kibicom za doping machałam im, odpowiadałam na pytania o bieg, na punktach piłam wodę i jak były banany to jadłam, na jednym punkcie napiłam się izotoniku i tak szczęśliwie dobiegłam do nawrotki we Władysławowie, czyli byłam już za połową dystansu. Przed nawrotką widziałam nadbiegających z naprzeciwka zawodników i zawodniczki, ktoś z kibiców powiedział mi, że mam 45 minut straty do najlepszej kobiety a ktoś inny powiedział: „Dasz radę wyprzedzić blondynę i być na 3 pozycji.”, bardzo się ucieszyłam, że obca osoba tak we mnie uwierzyła i przyspieszyłam, żeby gonić blondynę, byłam już bardzo blisko celu, kiedy stwierdziłam, że muszę trochę przemaszerować i blondyna – Agnieszka uciekła mi. Goniłam ją wytrwale w końcu co 3 pozycja to nie czwarta, widziałam, że jej też było słabo, bo trochę maszerowała, ale w pewnym momencie miałam dość. Na 35 kilometrze czułam ból mięśni, nie umiałam się zmusić do intensywnego biegu, trochę maszerowałam i usiadłam na piasku. Pomyślałam sobie 2 lata temu miałam 5 miejsce w kobietach na tym maratonie, rok temu miałam 3 miejsce w kobietach na półmaratonie, niech teraz inni wygrywają i cieszą się zwycięstwem. Popatrzyłam sobie na morze, na latające mewy i poczułam się komfortowo, miałam pokój serca. W pewnym momencie mój pokój został zaburzony, podszedł do mnie biegacz i motywował mnie do dalszej walki, powiedział, że się nie ruszy beze mnie więc zmusiłam się do dalszego wysiłku, ale w trakcie drogi powiedziałam mu, że muszę przejść do marszu a on niech biegnie dalej i dał się przekonać. Chwilę szłam, może trochę biegłam, nie pamiętam już tak dokładnie aż w końcu ponownie usiadłam na piasku popatrzyłam na niebo, na mewy, na morze i stwierdziłam jakie to wszystko jest piękne, dzięki Bogu mogę się cieszyć takimi widokami, nie czułam potrzeby dalszej rywalizacji o miejsca, poczułam się jak Jurek Scott, który w jednym z biegów zbiegł z trasy i poczuł wolność, że może być sobą, że nie musi przed nikim zgrywać bohatera. :-) Trwałabym w takim stanie pewnie trochę dłużej, kiedy podbiegł do mnie Darek mówiąc, że już niedaleko do mety, powiedział pomogłaś mi wcześniej to ja tobie teraz pomogę czym mnie bardzo ujął za serce i zdecydowałam się wstać, na nic się zdały moje prośby, że go spowalniam, proponował żebyśmy trochę szli i trochę biegli a zmieścimy się w pięciu godzinach, był bardzo wytrwały w przekonywaniu mnie do ukończenia biega więc tak jak umiałam poruszałam się do przodu. Nagle Darek powiedział: „Twoja rywalka cię dochodzi pewnie to twój rocznik walcz, uciekaj!” a ja mu na to, że mam już na swoim koncie wygrane może jej jest bardziej potrzebna nagroda niż mi i pozwoliłam się jej wyprzedzić. Moja rywalka widząc, że jest mi słabo dawała mi swoją wodę i proponowała wspólne biegnięcie wolnym tempem i to jest prawdziwa zawodniczka, która nie wykorzystuje chwili słabości tylko pomaga w potrzebie oby więcej takich ludzi, którzy pochylą się nad zmęczonym człowiekiem.
Niestety moje siły słabły rywalka pobiegła wolnym tempem, przekonałam Darka żeby też pobiegł a ja sobie po prostu maszerowałam do mety. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu ludzie kibicowali mi na trasie chociaż nie potrafiłam już biec, tak jak umiałam dziękowałam, machałam do nich, ale zaczęły mi się zawroty głowy i miałam problem z utrzymaniem równowagi. Minęła mnie grupka osób, która proponowała żebyśmy dobiegli do mety razem, ale ja już nie potrafiłam im dotrzymać kroku. Widziałam metę z daleka, ale czułam jak odlatuję, z wielkim trudem skupiałam uwagę, żeby nie wpaść na żadnego turystę będącego na brzegu. W pewnym momencie podbiegł do mnie tata i pytał co się stało, ponieważ od godziny już na mnie czekał i kibicował innym zawodnikom i do tego kibicowania włączali się inni turyści. Powiedziałam mu, że źle się czuję i potrzebuję pomocy, ale dojdę do mety i tak jak powiedziałam tak zrobiłam, walczyłam do końca i o własnych siłach minęłam linię mety. Usłyszałam jak jeden z organizatorów pytał czy coś mi potrzeba a ja na to, że potrzebuję pomocy medycznej, bo mam zawroty głowy, chciał mnie odprowadzić do karetki, ale oddał mnie w ręce taty. W karetce udzielili mi pomocy, dali mi kroplówkę, trochę tlenu, spytali się czy całkiem nie odlatuję a ja na to: „Już mi lepiej, jeszcze nie czas na mnie.”, chcieli mi dać jeszcze jedną kroplówkę ale powiedziałam, że już chciałabym zjeść coś normalnego. Trochę to trwało zanim postawili mnie na nogi, mówili, że przez cały dzień byłam najcięższym przypadkiem... Tak oto miałam odlot na maratonie, ale jeszcze wróciłam, żeby napisać dla was moją relację. :-)


Czas: 05:04:48
Open: 61/91
Kobiety K: 11/18
Kobiety K35: 2/4

Zdjęcia pochodzą z galeri: https://elektronicznezapisy.pl/event/701/gallery.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz