Postanowiłam w tym roku zdobyć Koronę Polskich Maratonów. Według
regulaminu tą Koronę można zdobyć w ciągu dwóch lat, ale
większym wyzwaniem jest ukończyć wszystkie maratony w ciągu roku.
41 Maraton Dębno
http://www.maratondebno.pl/
Dystans: 42,195km
Termin: 6.04.2014
Czas: 05:20:37
Miejsce: Trasa prowadziła drogami asfaltowymi przez Dębno i pobliskie miejscowości
Czas: 05:20:37
Miejsce: Trasa prowadziła drogami asfaltowymi przez Dębno i pobliskie miejscowości
Jako pierwszy wypadał Maraton w Dębnie, który jest jednym z
trudniejszych z uwagi na limit czasu ukończenia wynoszący 5 godzin,
gdzie na pozostałych maratonach limit wynosi 6 godzin. Z uwagi na
lokalizację był to dla mnie najtrudniejszy maraton. Jako pierwszy
ukończyłam maraton we Wrocławiu, gdzie przed startem i po starcie
byłam w domu, na moim drugim maratonie byłam w Toruniu, gdzie przed
maratonem i po maratonie nocowałam u rodziny, a teraz przed startem
nocowałam w szkole na sali gimnastycznej a po maratonie wracaliśmy
samochodem przez kilka godzin do domu. Wiadomo jak to w szkole, gdzie
nocuje dużo osób to ciężko jest się wyspać, bo co chwila ktoś
wychodzi, to dzwoni telefon, to coś innego, czyli jest ciągły
hałas, na podstawie tego noclegu przekonałam się, że najlepiej
nocować indywidualnie na kwaterze albo w hotelu.
Co do maratonu to całe miasteczko było przyjaźnie nastawione do
sportowców. Dzień wcześniej była Msza Święta w intencji
sportowców, a na trasie można było spotkać księdza. Ja byłam na
porannej Mszy Świętej na której ksiądz serdecznie witał
sportowców i życzył im powodzenia w biegu. Ponadto był ksiądz
rekolekcjonista, który na kazaniu mówił o tym jak należy się
przyznać przed sobą, że jest się ślepcem i wołać do Boga:
„Jezusie, synu Dawida ulituj się nade mną”, słowa te stały
się moim mottem na Maratonie w Dębnie.
Przed maratonem dostałam SMS-a od koleżanki, która w ogóle nie
wiedziała, że biegnę maraton, następującej treści:
„Teraz wracam do Ciebie, a mówię to na świecie, aby
wypełniała ich moja radość.” (J 17,13) Amen. Niech miłość
i radość wypełnia serca nasze! Uśmiechnij się!!!!
SMS bardzo mnie podbudował i napełnił radością, potraktowałam
go jak SMS od Boga.
Na samym maratonie mieliśmy dość słoneczną pogodę, tam gdzie
biegliśmy lasem to było trochę cienia, ale generalnie było około
17C. Korzystałam ze wszystkich postojów z wodą, na niektórych
jadłam pomarańcze, banany i herbatniki. Ludzie wokół trasy i na
punktach żywieniowych byli bardzo mili i życzliwi, dopingowali jak
umieli. Na moim numerku było napisane moje imię tak więc ludzie
dopingowali mnie po imieniu co było bardzo miłe i dodawało siły.
Na początku szło mi bardzo dobrze, po 10km miałam czas 52:44 a po
półmetku 2:03:46, ale po półmetku zaczęły mnie chwytać bóle w
kolanach i nie dawałam rady biec. Starałam się maszerować żeby
nie tracić czasu, ale około 25-go kilometra dopadł mnie kryzys
żeby zejść z trasy. Ku mojemu zaskoczeniu na mojej drodze pojawił
się biegacz o imieniu Sylwester (z numerem 2073), który mnie bardzo
wsparł. Postanowił iść trochę ze mną, zachęcił mnie do
biegania, do walki i przez kilka kilometrów dodawał mi otuchy. Był
to dla mnie bardzo trudny etap, pomimo mojego kryzysu pojawiły się
dodatkowe problemy na punkcie z wodą na którym brakło kubków,
osoba z punktu dała mi trochę wody na ręce i pobiegliśmy dalej.
Niestety na następnym punkcie żywieniowym było jeszcze gorzej, bo
zupełnie brakło im wody, postanowiliśmy iść dalej, bo bieganie
bez wody było zbyt trudne i ryzykowne, bo nie wiadomo czy na
następnym punkcie mieli wodę i kubki. W pewnym momencie Sylwester
pobiegł dalej i ku mojemu późniejszemu zdumieniu osiągnął
bardzo ładny czas 4:38:04.
Postanowiłam spróbować ukończyć maraton i nie poddawać się,
trochę biegłam, ale później już tylko maszerowałam. Na
maratonie byłam bez zegarka, ale co pewien czas na punkcie
pomiarowym godzina była widoczna lub ktoś z biegaczy podawał czas.
Czułam, że już nie zdążę zmieścić się w limicie pięciu
godzin a bóle nóg coraz bardziej dawały mi się we znaki, miałam
dość biegania, tego, że ciągle mi się coś przytrafia, tego, że
inni są lepsi a ja zaczynam rok bez szans na ukończenie
zaplanowanego pierwszego maratonu w tym roku. Chciałam skorzystać z
pomocy karetki żeby mnie już dowieźli na metę, ale zobaczyłam
jednego biegacza, który stał pod drzewem i mówił, że karetka już
po niego jedzie. Miałam do wyboru poczekać z nim na karetkę żeby
mi też udzielili pomocy albo iść dalej, postanowiłam iść dalej
do następnego punktu medycznego. Kiedy tak szłam pomyślałam może
spróbuję ukończyć maraton, bo nawet po czasie zgodnie z
regulaminem mogę się poruszać chodnikiem albo poboczem tak aby nie
blokować ruchu samochodom, a zawsze to pokonam siebie i własne
słabości.
Jak postanowiłam tak też zrobiłam, nie korzystałam już z punktu
medycznego żeby nie tracić niepotrzebnie czasu i podążałam za
biegaczem, który miał siłę biec przede mną. Myślałam, że
jestem na końcu, bo przez pewien czas nie widziałam nikogo za mną,
ale ktoś musi być ostatni tak samo jak ktoś musi być pierwszy. Ku
mojemu zdziwieniu obsługa maratonu ciągle stała i kierowała na
metę, nikt nie kazał schodzić z trasy. Ludzie na trasie widząc
mój wysiłek cieszyli się tak jakbym wygrała i dodawali mi otuchy,
ktoś powiedział: „Dasz radę, jeszcze rozdają medale!” i
faktycznie po dotarciu na metę dostałam medal. Chociaż
przekroczyłam limit pięciu godzin to okazało się, że organizator
wydłużył czas potrzebny na ukończenie maratonu i zaliczyłam ten
maraton tak jak pozostali maratończycy będąc we wszystkich
klasyfikacjach, dostając medal, posiłek, pakiet regeneracyjny i
satysfakcję z podjętej walki. Taka porażka to jak zwycięstwo, a
swoją drogą okazało się, że nie jestem ostatnia, bo za mną
ukończyło maraton jeszcze kilkanaście osób...
Dobiegłam z czasem 5:20:37 na następujących miejscach:
Kategoria
|
Moje miejsce
|
Liczba wszystkich miejsc w
kategorii
|
Ogólna
|
2056 | 2073 |
Kobiety
|
231 | 234 |
Wiekowa (K30)
|
112 | 113 |
Po dotarciu do celu przeczytałam SMS od tej samej koleżanki co
wcześniej, która nadal nic nie wiedziała o moim maratonie i
towarzyszących mu kryzysach:
„Kiedy nie rozumiemy doświadczeń, które na nas spadają, nie
popadajmy w zwątpienie, bo ono nie pomaga w wytrwaniu, lecz powoduje
upadek ducha. Ks Edmund Karuk z Drogi Krzyżowej III Stacja.”
Tak więc staram się cieszyć z ukończenia tego biegu, wyciągać
wnioski z niepowodzeń i nie upadać na duchu. :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz