poniedziałek, 16 września 2013

Mój pierwszy maraton

Wczoraj tj. 15.09.2013 roku wzięłam udział w moim pierwszym maratonie czyli w 31 Wrocławskim Maratonie. Moje wrażenia piszę dopiero dzisiaj, bo wczoraj nie miałam siły siedzieć przed komputerem a też był to czas świętowania, ponieważ przebiegłam ten maraton i to w bardzo dobrym czasie 4 godzin 14 minut i 6 sekund :-).

31 Wrocław Maraton

http://wroclawmaraton.pl/
Dystans: 42,195km
Termin: 15.09.2013
Czas: 04:16:06
Miejsce: Wrocław, ulicami miasta
 
Dodając do tego fakt rozpoczęcia biegania w pierwszy długi majowy weekend to znaczy, że przygotowywałam się do maratonu tylko 4,5 miesiąca czyli od zera do bohatera, ponieważ nie trenowałam wcześniej żadnych sportów ani amatorsko ani profesjonalnie, co prawda jeździłam do pracy rowerem od ładnych kilku lat, ale bez narzucania sobie dużego tempa. Kiedy zaczynałam biegać to miałam problem z przebiegnięciem 1-go kilometra, z wyrobieniem tempa, z postawą ciała, tak aby uniknąć kontuzji uczyłam się biegać na śródstopiu, nie powiem na dzień dzisiejszy mam jeszcze nad czym pracować, ale ukończyłam maraton i to jest dla mnie wielki powód do radości, ponieważ dokonałam czegoś co wydawało się niemożliwe...
No ale może zacznę od początku. Dwa dni przed maratonem zostałam oficjalnie przyjęta do Wrocławskiego Klubu Biegacza Piast i w maratonie startowałam w barwach klubowych. Przed rozpoczęciem maratonu zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie i pobiegłam jeszcze do toalety, ale zdążyłam na czas ustawić się przed startem w wyznaczonej strefie czasowej. Podeszłam do maratonu dość ambitnie i ustawiłam się w strefie czasowej 4 godziny do 4 godzin i 45 minut, koło mnie stał maratończyk, który startował po raz szósty, udzielił mi jeszcze kilku wskazówek i ruszyliśmy z kopyta tzn. zaczęliśmy wspólnie truchtać, ponieważ z powodu tłumu maratończyków nie było możliwości rozwinięcia większego tempa. Takie wolne tempo utrzymywaliśmy przez kilka kilometrów zanim była możliwość złapania właściwego tempa biegu.
Już na początku maratonu zaczął padać deszcz co dla mnie było sporym ułatwieniem, ponieważ miałam naturalny system schładzający organizm. :) Dzięki naturalnemu nawodnieniu organizmu przez skórę wytrzymałam do 15-go kilometra bez picia wody. Na 15-tym kilometrze stanęłam i spokojnie napiłam się wody, chciałam wbiec jak najbardziej wypoczęta na spotkanie z moimi rodzimymi kibicami, którzy mieli czekać między tym postojem a następnym. Moi kibice nie zawiedli mnie i czekała na mnie siostra z córką oraz sąsiadka, swoim dopingiem dodali mi skrzydeł i pobiegłam dalej do półmetka. Starałam się utrzymywać średnią prędkość około 10km/h i na półmetku miałam czas 1:58:29 czyli czas poniżej dwóch godzin, bardzo dobrze mi szło, miałam szansę na przebiegnięcie maratonu w czasie czterech godzin i chociaż na półmetku czekała na mnie koleżanka to zaczynało się robić coraz trudniej. Deszcz przestał padać i chociaż niebo pozostawało zachmurzone to temperatura była coraz bardziej odczuwalna. Na 22,5 kilometrze skorzystałam z wody służącej do schładzania organizmu, napiłam się wody do picia i pobiegłam dalej. Wbrew moim wcześniejszym ustaleniom żeby pić jak najmniej wody na trasie na różnych postojach wypijałam jeden pełniejszy kubek albo 2 mniejsze i jak tylko widziałam miskę z wodą to się schładzałam. Nie piłam co postój, ale już nie pamiętam na których postojach uzupełniałam wodę, ponieważ robiło się coraz bardziej gorąco.
Za 31-m kilometrem nie dałam rady biec z powodu ogólnego zmęczenia całego organizmu, spojrzałam na zegarek i była godzina 12:06 postanowiłam przejść się kawałek odmawiając Anioł Pański i wrócić do biegu. Modlitwa dodała mi sił przez następne kilka kilometrów. Około 35-ciu kilometrów widziałam jak zbliżamy się do Rynku, bardzo mnie to ucieszyło, bo meta wydała mi się blisko. Jednak nie było tak łatwo, biegniemy a tu nagle odbijamy w lewo, potem znowu w lewo i trasa zaczęła się bardzo dłużyć, dopadały mnie kolejne kryzysy. Pomimo dopingu i zachęt osób stojących na trasie jak i samych maratończyków momentami po prostu szłam. Zaraz za Rynkiem około 37 kilometra stwierdziłam, że dojdę do końca, bo nie dam rady biec. Z wielkim trudem doszłam do postoju na którym skorzystałam z wody pitnej i tej do mycia, nawet po takim wzmocnieniu nie umiałam zacząć biegać. Pomodliłam się do Boga prostymi słowami: „Boże jeśli mam przebiec ten maraton dodaj mi sił, bo ja już nie daję rady biec.”, Bóg mnie wysłuchał i dodał sił zaczęłam biec wolnym tempem i co jakiś czas widziałam informacje o kilometrach, cel był coraz bliżej a jednak tak daleko. Chociaż mijałam 40-ty kilometr to skorzystałam z wody i biegłam nadal wypatrując mety. Bardzo się ucieszyłam widząc Stadion Olimpijski, ale meta była ustawiona gdzieś dalej. Biegło się takim tunelem gdzie po prawej i lewej stronie stali ludzie, widziałam jak inni maratończycy wyprzedzali mnie dobiegając do mety ale ja trzymałam się swojego tempa. W pewnym momencie byłam tylko ja i taki chłopak obok, pomyślałam, że przyspieszę bo to tylko kilka metrów a zawsze szybciej od jednej osoby na mecie. Tak więc sprintem wyprzedziłam tego chłopaka i w geście zwycięstwa podniosłam obydwie ręce do góry. To było moje wielkie osobiste zwycięstwo. :-)
Na mecie dostałam pamiątkowy medal oraz zostałam okryta folią. Zobaczyłam jak jeden chłopak siedzi na tej foli i poszłam za jego przykładem, przez kilka minut tak siedziałam i odpoczywałam, wpatrywałam się w tablicę wyników, ale nie znalazłam swojego nazwiska, zastanawiałam się czy czip się nie popsuł, ale nie dochodziłam tego i poszłam szukać taty, który miał na mnie czekać na mecie. Przy wyjściu ze strefy maratończyków znalazłam tatę, który bardzo się ucieszył moim zwycięstwem. Poszłam odebrać posiłek regeneracyjny, który zjadłam z wielkim apetytem, wypiłam miętową herbatę przysługującą maratończykom i zjadłam maratońskiego banana, którego dostałam na mecie. Posiedzieliśmy chwilę z tatem i oglądaliśmy zwycięzców. Nie ukrywam liczyłam na jakieś miejsce w kategorii debiutantów, ale wygrał Kenijczyk Katembu Phalex, który zajął pierwsze miejsce w całym maratonie, bardzo ładny debiut. :-) Najlepszą debiutantką została Ukrainka Poteriuk Vita, która w klasyfikacji generalnej zajęła 16-te miejsce. Jakby to powiedzieć nie miałam szans na zwycięstwa w tej kategorii, ale została jeszcze najlepsza wrocławianka. Jednak w tym wyjątkowym roku najlepszą wrocławianką i zarówno najlepszą Dolnoślązaczką została Marzena Morawska z czasem 03:03:48 czyli czas dużo lepszy od mojego. Najlepszy wrocławianin był też najlepszym Dolnoślązakiem – Tomasz Sobczyk, który dobiegł jako 6-ty. Ot i lista najlepszych.

Mój wynik wygląda następująco:
Klasyfikacja
Moje miejsce
Liczba wszystkich miejsc w kategorii
Ogólna
2100 3501
Kobiety
159 443
Wiekowa (K30)
46 112
Debiutanci
199 426

W trakcie Maratonu Wrocławskiego dobiegam już do Rynku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz