Już od pewnego czasu miałam takie
marzenie żeby wziąć udział w Harpaganie i zdobyć ten szlachetny
tytuł Harpagana, ponieważ biegam już od 1,5 roku mój wybór padł
na pieszą trasę TP100. Na Harpagana wybrałam się z Piotrkiem,
który biega już 11 lat i ma za sobą biegi ultra, jednak żadne z
nas nie brało nigdy udziału w imprezie na orientację.
Ekstremalny Rajd na orientację Harpagan
http://www.harpagan.pl/rajd/
Nie ukrywam po dotarciu do Lipusza
ogarnęło mnie przerażenie, noc, brak znajomości posługiwania się
kompasem, jeszcze dowiedziałam się, że mapy są stare i ścieżki
nie zawsze się zgadzają a do tego bolała mnie noga, bo miałam
niedoleczoną kontuzję... Ale ciekawość była większa w końcu to
mój pierwszy marsz na orientację, chciałam z bliska zobaczyć jak
to wszystko wygląda. Dostałam bardzo fajny numer 100 przypięłam
go do plecaka, przygotowałam ekwipunek, zjadłam kolację i
ruszyliśmy z Piotrkiem na miejsce startu.
Po przemowie dostaliśmy mapy i
zaczęliśmy się szukać z Piotrkiem, w międzyczasie zdecydowana
większość ludzi wyruszyła w drogę, ktoś podszedł do nas i
powiedział, którędy mamy iść do pierwszego punktu. Poszliśmy za
tłumem zdając się na wiedzę i umiejętności osób, które w nim
szły. Piotrek przyjął taką taktykę żebyśmy całą noc trzymali
się kogoś i nie zgubili się w lesie. Tempo osób prowadzących
było dla mnie bardzo duże, ale udawało mi się je utrzymać,
Piotrek mówił, że poruszamy się dość powoli i nie czuje
zmęczenia. Im dłużej trwała noc tym bardziej ogarniało mnie
zmęczenie i chęć położenia się spać pod dowolnym drzewem,
Piotrek mówił, żeby odpędzać takie myśli i skupiać się na
trasie, nie powinniśmy odpoczywać na trasie poza wyznaczonymi
punktami. Czym dłużej maszerowaliśmy tym bardziej uciekali nam
nawigatorzy na punktach pomiaru czasu ale i tak z lepszym bądź
gorszym skutkiem dochodziliśmy do kolejnych punktów.
W pewnym momencie brakło mi już wody
i na punkcie Piotrek chciał się ze mną podzielić, jednak jeden
wolontariusz na punkcie oddał mi część swojej wody, ponadto
powiedział: „Jak miło usłyszeć kobiecy głos, bo tak mało
kobiet startuje w Harpaganie.” Dla mnie to bardzo miłe, że
kobiety są tak doceniane na takiej imprezie. Kiedy uzupełniałam
zapas wody znikły nam osoby, które wcześniej prowadziły grupę i
powiedziałam, że szukamy nawigatora. Spytałam się jednego
chłopaka czy zostanie naszym nawigatorem, on zapytał lądowym czy
morskim, no to oczywiście, że lądowym. Powiedział, że jest po
geografii i możemy się go trzymać tak więc było fajnie znowu
mieliśmy nawigatora. :-)
Nawigator okazał się być świetny w
nawigacji, ale również bardzo szybki i w pewnym momencie zniknął
nam z oczu, poszliśmy na wyczucie i dotarliśmy do asfaltowej drogi.
Piotrek był na mnie zły, że za wolno szłam, chociaż było mi
słabo, noga mnie mocno bolała, mięśnie i ogólne zmęczenie mnie
dopadło to szłam intensywnym marszem próbując dogonić
nawigatora. Widzieliśmy z oddali ich światełka, ale do następnego
punktu dotarliśmy z pomocą jednego kolegi, który się do nas
przyłączył.
Od tego punktu szliśmy już razem, ale
chciałam tylko dojść do bazy i odpocząć. Na pytanie kolegi dokąd
chcemy dojść powiedziałam, że ja chcę iść do bazy a Piotrek
pójdzie sam. Piotrek się gniewał, że przyjechał na Harpagana ze
mną a nie żeby samemu chodzić po lesie. To ja na to, że
potrzebuję więcej odpocząć na bazie z 15-20 minut a on nie będzie
się nudził w tym czasie i tak myśl o dłuższym odpoczynku coraz
bardziej przeradzała się w ciągłe maszerowanie szybkim tempem i
parcie uparcie do celu. Coraz bardziej miałam wszystkiego dość i
zaczęło mi się robić słabo, dopadły mnie zawroty głowy i z
ledwością szłam. Piotrek stwierdził, że to brak cukru i powinnam
coś zjeść. Usiedliśmy na chwilę zjadłam słodką bułkę i
owocowego batonika ale nie czułam się zbyt dobrze. Nie mogliśmy
dłużej siedzieć, bo robiło się już zimno tak więc powoli
przemieszczaliśmy się do przodu. Czułam jak nasze tempo słabło,
ale nie umiałam temu zaradzić, w pewnym momencie dwie osoby, które
z nami szły poszły swoją drogą a my usiedliśmy chwilę na
przystanku PKS, zdążyłam już na tyle przemarznąć, że
siedziałam w folii NRC, miałam dość: bardzo bolała mnie noga,
było mi zimno i nie było wiadomo jak dojść do następnego punktu.
Kiedy doszliśmy do skraju dróg Piotrek pobiegł sam poszukać
punktu, pocieszył mnie, że jest tam również punkt medyczny,
miałam nadzieję, że zwiozą mnie z punktu...
Na punkcie medyczny popatrzył na nogę,
powiedział, że na transport trzeba czekać ładnych parę godzin
tak więc najlepiej wracać na nogach do Lipusza. Nie spodziewałam
się takiej reakcji, ale jak trzeba było dalej iść to poszliśmy.
Piotrek wpadł na pomysł żebyśmy doszli do szosy i co prawda
nadłożymy trochę kilometrów, ale będziemy poruszali się we
właściwym kierunku. Tak więc droga do Lipusza była wciąż
dłuższa i dłuższa. W pewnym momencie pomyślałam skoro nie
ukończę Harpagana to mogę podjechać stopem, ale Piotrek mówił,
że jeszcze Harpagan trwa i damy radę dojść. Kiedy byliśmy
niedaleko szkoły w Lipuszu pewna pani sama się zatrzymała i
spytała czy nas podwieźć, ale powiedzieliśmy, że bierzemy udział
w zawodach i dziękujemy za pomoc, pod koniec pierwszej pętli już
nie daliśmy się na to nabrać. W szkole wzięliśmy drugą część
mapy bardziej z ciekawości, ale byliśmy już przemarznięci i
potrzebowaliśmy odpocząć. Dopadła mnie jakaś grypa czy
przeziębienie i przez kilka dni dochodziłam do siebie, ale było
warto otrzymałam dyplom ukończenie trasy TP50 i wygrałam super
nagrodę: plecak na basen z mapami i różnymi gadżetami. :-)
Jedyny mankament jaki widzę to nie
przeszłam tej trasy samodzielnie, nawet nie wyciągnęłam mapy z
plecaka i czuję pewien niedosyt sprawdzenia własnych umiejętności.
W przyszłym roku chciałabym ukończyć Harpagana na trasie
rowerowej zupełnie samodzielnie, w końcu to tylko 200 kilometrów.
;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz