niedziela, 19 października 2014

Harpagan

Już od pewnego czasu miałam takie marzenie żeby wziąć udział w Harpaganie i zdobyć ten szlachetny tytuł Harpagana, ponieważ biegam już od 1,5 roku mój wybór padł na pieszą trasę TP100. Na Harpagana wybrałam się z Piotrkiem, który biega już 11 lat i ma za sobą biegi ultra, jednak żadne z nas nie brało nigdy udziału w imprezie na orientację.

Ekstremalny Rajd na orientację Harpagan

http://www.harpagan.pl/rajd/

Nie ukrywam po dotarciu do Lipusza ogarnęło mnie przerażenie, noc, brak znajomości posługiwania się kompasem, jeszcze dowiedziałam się, że mapy są stare i ścieżki nie zawsze się zgadzają a do tego bolała mnie noga, bo miałam niedoleczoną kontuzję... Ale ciekawość była większa w końcu to mój pierwszy marsz na orientację, chciałam z bliska zobaczyć jak to wszystko wygląda. Dostałam bardzo fajny numer 100 przypięłam go do plecaka, przygotowałam ekwipunek, zjadłam kolację i ruszyliśmy z Piotrkiem na miejsce startu.
Po przemowie dostaliśmy mapy i zaczęliśmy się szukać z Piotrkiem, w międzyczasie zdecydowana większość ludzi wyruszyła w drogę, ktoś podszedł do nas i powiedział, którędy mamy iść do pierwszego punktu. Poszliśmy za tłumem zdając się na wiedzę i umiejętności osób, które w nim szły. Piotrek przyjął taką taktykę żebyśmy całą noc trzymali się kogoś i nie zgubili się w lesie. Tempo osób prowadzących było dla mnie bardzo duże, ale udawało mi się je utrzymać, Piotrek mówił, że poruszamy się dość powoli i nie czuje zmęczenia. Im dłużej trwała noc tym bardziej ogarniało mnie zmęczenie i chęć położenia się spać pod dowolnym drzewem, Piotrek mówił, żeby odpędzać takie myśli i skupiać się na trasie, nie powinniśmy odpoczywać na trasie poza wyznaczonymi punktami. Czym dłużej maszerowaliśmy tym bardziej uciekali nam nawigatorzy na punktach pomiaru czasu ale i tak z lepszym bądź gorszym skutkiem dochodziliśmy do kolejnych punktów.
W pewnym momencie brakło mi już wody i na punkcie Piotrek chciał się ze mną podzielić, jednak jeden wolontariusz na punkcie oddał mi część swojej wody, ponadto powiedział: „Jak miło usłyszeć kobiecy głos, bo tak mało kobiet startuje w Harpaganie.” Dla mnie to bardzo miłe, że kobiety są tak doceniane na takiej imprezie. Kiedy uzupełniałam zapas wody znikły nam osoby, które wcześniej prowadziły grupę i powiedziałam, że szukamy nawigatora. Spytałam się jednego chłopaka czy zostanie naszym nawigatorem, on zapytał lądowym czy morskim, no to oczywiście, że lądowym. Powiedział, że jest po geografii i możemy się go trzymać tak więc było fajnie znowu mieliśmy nawigatora. :-)
Nawigator okazał się być świetny w nawigacji, ale również bardzo szybki i w pewnym momencie zniknął nam z oczu, poszliśmy na wyczucie i dotarliśmy do asfaltowej drogi. Piotrek był na mnie zły, że za wolno szłam, chociaż było mi słabo, noga mnie mocno bolała, mięśnie i ogólne zmęczenie mnie dopadło to szłam intensywnym marszem próbując dogonić nawigatora. Widzieliśmy z oddali ich światełka, ale do następnego punktu dotarliśmy z pomocą jednego kolegi, który się do nas przyłączył.
Od tego punktu szliśmy już razem, ale chciałam tylko dojść do bazy i odpocząć. Na pytanie kolegi dokąd chcemy dojść powiedziałam, że ja chcę iść do bazy a Piotrek pójdzie sam. Piotrek się gniewał, że przyjechał na Harpagana ze mną a nie żeby samemu chodzić po lesie. To ja na to, że potrzebuję więcej odpocząć na bazie z 15-20 minut a on nie będzie się nudził w tym czasie i tak myśl o dłuższym odpoczynku coraz bardziej przeradzała się w ciągłe maszerowanie szybkim tempem i parcie uparcie do celu. Coraz bardziej miałam wszystkiego dość i zaczęło mi się robić słabo, dopadły mnie zawroty głowy i z ledwością szłam. Piotrek stwierdził, że to brak cukru i powinnam coś zjeść. Usiedliśmy na chwilę zjadłam słodką bułkę i owocowego batonika ale nie czułam się zbyt dobrze. Nie mogliśmy dłużej siedzieć, bo robiło się już zimno tak więc powoli przemieszczaliśmy się do przodu. Czułam jak nasze tempo słabło, ale nie umiałam temu zaradzić, w pewnym momencie dwie osoby, które z nami szły poszły swoją drogą a my usiedliśmy chwilę na przystanku PKS, zdążyłam już na tyle przemarznąć, że siedziałam w folii NRC, miałam dość: bardzo bolała mnie noga, było mi zimno i nie było wiadomo jak dojść do następnego punktu. Kiedy doszliśmy do skraju dróg Piotrek pobiegł sam poszukać punktu, pocieszył mnie, że jest tam również punkt medyczny, miałam nadzieję, że zwiozą mnie z punktu...
Na punkcie medyczny popatrzył na nogę, powiedział, że na transport trzeba czekać ładnych parę godzin tak więc najlepiej wracać na nogach do Lipusza. Nie spodziewałam się takiej reakcji, ale jak trzeba było dalej iść to poszliśmy. Piotrek wpadł na pomysł żebyśmy doszli do szosy i co prawda nadłożymy trochę kilometrów, ale będziemy poruszali się we właściwym kierunku. Tak więc droga do Lipusza była wciąż dłuższa i dłuższa. W pewnym momencie pomyślałam skoro nie ukończę Harpagana to mogę podjechać stopem, ale Piotrek mówił, że jeszcze Harpagan trwa i damy radę dojść. Kiedy byliśmy niedaleko szkoły w Lipuszu pewna pani sama się zatrzymała i spytała czy nas podwieźć, ale powiedzieliśmy, że bierzemy udział w zawodach i dziękujemy za pomoc, pod koniec pierwszej pętli już nie daliśmy się na to nabrać. W szkole wzięliśmy drugą część mapy bardziej z ciekawości, ale byliśmy już przemarznięci i potrzebowaliśmy odpocząć. Dopadła mnie jakaś grypa czy przeziębienie i przez kilka dni dochodziłam do siebie, ale było warto otrzymałam dyplom ukończenie trasy TP50 i wygrałam super nagrodę: plecak na basen z mapami i różnymi gadżetami. :-)
Jedyny mankament jaki widzę to nie przeszłam tej trasy samodzielnie, nawet nie wyciągnęłam mapy z plecaka i czuję pewien niedosyt sprawdzenia własnych umiejętności. W przyszłym roku chciałabym ukończyć Harpagana na trasie rowerowej zupełnie samodzielnie, w końcu to tylko 200 kilometrów. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz