sobota, 23 lipca 2016

3x Bieg siedmiu szczytów = Kolejna próba

Po raz trzeci podjęłam próbę pokonania Biegu siedmiu szczytów...

4 Bieg siedmiu szczytów

http://dfbg.pl/trasy/bieg-7-szczytow/
Dystans: 240 km
Termin:  21.07.2016
Czas: DNF
Miejsce: Lądek Zdrój- góry, góry, góry - Lądek Zdrój :-)

Tym razem byłam dużo lepiej przygotowana. W tym roku ukończyłam Ekstremalną Drogę Krzyżową (75 km) oraz Bieg Kreta (110 km) a następnie przejechałam rowerem 260km na Pierścieniu 1000 jezior żeby się psychicznie przygotować do drogi na długim dystansie no i zaczęła się przygoda.
Już po wyjściu z autobusu zaczęła się ulewa tak że po dojściu do biura zawodów mogłam wykręcać całe ubranie, które miałam na sobie. Pierwszą znajomą osobą, którą spotkałam w biurze zawodów była Marta z którą biegłam w poprzedniej edycji Biegu Siedmiu Szczytów.
Na zawodach przyjęłam zasadę „Im wolniej zaczynasz tym szybciej kończysz.” tak więc nie spiesząc się praktycznie już na początku biegu zostałam w tyle. Miałam ze sobą kijki oraz plecak i nastawiłam się na marszobieg. W pewnym momencie dołączyły się do mnie dwie blondynki Agnieszka i Anetta i razem ze mną (Aneta) tworzyłyśmy drużynę AAA. :-) Było całkiem wesoło. Agnieszka z Anettą pochodzą z jednej drużyny i trzymają się na biegach razem, mają taką zasadę, że powoli konsekwentnie do przodu, nie przejmowały się swoją pozycją, bo trzeba było rozłożyć siły na cały dystans. Przekonałam się o tym, że odpowiedni sprzęt i przygotowanie dużo robią. Kiedy zrobiło się ciemno moja latarka nie za długo poświeciła, próbowałam posiłkować się latarką na korbkę, ale nie mogłam trzymać kijków i nakręcać latarki, przy słabej widoczności nie dałam rady gonić blondynek przy takim oświetleniu. Myślałam, że jak dojdę do punktu to zmienię baterię, ale do punktu było ciągle daleko. W pewnym momencie poprosiłam jednego biegacza, żeby mi poświęcił swoją latarką a ja w tym czasie zmieniłam baterię. Kiedy dotarłam do punktu kontrolnego miałam godzinę zapasu do limitu czasu i spotkałam jeszcze blondynki. Na punkcie zjadłam arbuza, banany, wafelki, rodzynki i wzięłam na drogę orzeszki ziemne. Maszerowałam sobie i jadłam orzeszki, kiedy jeden biegacz mnie mijał poczęstował go orzeszkami w końcu na trasie orzeszki smakują lepiej niż na punkcie. :-)
Pokonywałam trasę samodzielnie, z oświetleniem było dobrze przez pewien czas aż do momentu kiedy latarka przestała świecić. Starałam się iść pod górę przy świetle księżyca, noc była dosyć jasna, ale księżyc nie wszystkie oświetlenia były widoczne, posiłkowałam się latarką na korbkę żeby widzieć oznaczenia trasy, ale zgubiłam się po czeskiej stronie. Zaczęłam sprawdzać papierową mapę i szlaki, ale po ciemku nie wszystko było widoczne, dopiero telefon z GPS-em pomógł mi i po śladzie doszłam do Śnieżnika. Za Śnieżkiem szło mi dosyć dobrze, kijki pomagały przy zbiegach, ale przez zgubienie straciłam dużo czasu. Dotarłam do punktu kontrolnego 25 minut przed limitem czasu i byłam już ostatnim zawodnikiem. Posiliłam się na punkcie tostami, które popiłam kolą, porozmawiałam z wolontariuszami, chcieli dać mi baterię jak im obiecam, że dobiegnę do mety, odpowiedziałam, że nie mogę im tego obiecać a na pewno sklepy będą otwarte w ciągu dnia więc się zaopatrzę jak będę kontynuować bieg.
Kolejny etap był dla mnie bardzo ciężki, świadomość, że jestem ostatnim zawodnikiem podcięła mi skrzydła. Jeden mięsień dawał mi się bardzo we znaki i każdy krok sprawiał mi ból, czy to bieg, czy to marsz. Postanowiłam jednak maszerować dalej. Robiło się coraz jaśniej i teren był w miarę płaski, ale nie umiałam utrzymać bardzo szybkiego tempa. Kiedy trasa zaczęła prowadzić przez pole w pewnym momencie ogarnęła mnie taka senność, że zaczęłam tracić równowagę, nawet kijki nic mi nie pomagały. Usiadłam na drodze, zjadłam trochę batonika, trochę cukru, wzięłam magnez, Żeń-szenia oraz witaminę c i ruszyłam dalej, przynajmniej potrafiłam utrzymać równowagę. Kilometry bardzo mi się dłużyły, ale postanowiłam nie poddawać się bez walki i spróbować dotrzeć do kolejnego punktu Długopole Zdrój na czas. Brakło mi jakieś 0,5 godziny, dotarłam na miejsce koło 8:30. Zadzwoniła do mnie pani z organizacji z pytaniem gdzie jestem, bo punkt już się zwija, powiedziałam że chciałabym się z nim zabrać do Lądka Zdrój (bazy), ale nie mieli już miejsca. Kiedy dotarłam do punktu nikt na mnie nie czekał. Na pobliskim przystanku spytałam się o możliwość dostania się do Lądka Zdrój, ale droga prowadziła naokoło przez Kłodzka. Pani z organizacji sprawdziła mi połączenie i nie miała lepszych wieści, mogłam poczekać do 11 aż przyjechałby by po mnie bus, który zabierał ludzi z kolejnego punktu kontrolnego. Byłam brudna i zmęczona chciałam jak najszybciej dotrzeć do domu więc postanowiłam łapać stopa, mój wygląd nie był zbyt zachęcający, ale jeden pan podwiózł mnie do pobliskiej miejscowości, stamtąd złapałam kolejnego stopa do Lądka Zdrój. Otrzymałam na trasie niezbędną pomoc. :-)
Marta w tym roku dobiegła dalej niż ja, bo do 100 kilometra, był taki upał, że zniszczyła sobie buty na gorącym asfalcie i odparzyła stopy, kiedy ponownie została bez noclegu jeden biegacz odstąpił jej swój namiot i poszedł spać do samochodu. Bóg zawsze troszczy się o nas przez innych ludzi.
Zrozumiałam na tym biegu jak bardzo ważne jest żeby się nie poddawać i walczyć do końca. Teraz siedzę w domu i jak ranny żołnierz leczę rany. Niestety moje kolana wymagają jeszcze leczenia, więc na razie muszę zrobić przerwę od biegania i od roweru żeby w sierpniu wystartować z lepszym skutkiem. Na myśl przychodzą mi słowa, które powiedział Tomas Edison:
„Naszą największą słabością jest poddawanie się. Najpewniejszą drogą do sukcesu jest próbowanie po prostu, jeden, następny raz.” Znając życie pewnie spróbuję następny raz, ale tym razem będę się musiała lepiej przygotować.

Dedykuję wszystkim piosenkę

Myslovitz „Acidland”

Nie poddaj się, bierz życie jakim jest
I pomyśl, że na drugie nie masz szans

Po co ten stres, myślisz, że nie masz nic
Każdy ma - nawet Ty
Czasem trzeba to po prostu znaleźć
Miłość, noc i deszcz, życie też
Dlatego warto starać się
Powiedz, czy naprawdę nic nie jesteś wart
Znajdź to w sobie, tak

Nie poddaj się, bierz życie jakim jest
I pomyśl, że na drugie nie masz szans

Ten kraj jest jak psychodeliczny lot
Czujesz, że nie zmienisz nic
Spróbuj wziąć z tego coś
To przecież Twoje życie jest
Popełniaj błędy i naprawiaj je
Gdy dotkniesz dna odbijaj się
Wykorzystaj czas, drugiego już nie będziesz miał

Nie poddaj się, bierz życie jakim jest
I pomyśl, że na drugie nie masz szans

Odetchnij więc, zastanów się
Znajdź jego sens, bierz życie takim jakie jest
I ciągle szarp, i zmieniaj je
Przed siebie idź, bierz życie takim jakie jest
I zmieniaj je, i ciągle walcz, przed siebie idź

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz