Po raz trzeci podjęłam próbę pokonania Biegu siedmiu szczytów...
4 Bieg siedmiu szczytów
http://dfbg.pl/trasy/bieg-7-szczytow/Dystans: 240 km
Termin: 21.07.2016
Czas: DNF
Miejsce: Lądek Zdrój- góry, góry, góry - Lądek Zdrój :-)
Tym razem byłam dużo lepiej przygotowana. W tym roku ukończyłam
Ekstremalną
Drogę Krzyżową (75 km) oraz Bieg
Kreta (110 km) a następnie przejechałam rowerem 260km
na Pierścieniu 1000 jezior żeby się psychicznie przygotować
do drogi na długim dystansie no i zaczęła się przygoda.
Już po wyjściu z autobusu zaczęła się ulewa tak że po dojściu
do biura zawodów mogłam wykręcać całe ubranie, które miałam na
sobie. Pierwszą znajomą osobą, którą spotkałam w biurze zawodów
była Marta z którą biegłam w poprzedniej
edycji Biegu Siedmiu Szczytów.
Na zawodach przyjęłam zasadę „Im wolniej zaczynasz tym szybciej
kończysz.” tak więc nie spiesząc się praktycznie już na
początku biegu zostałam w tyle. Miałam ze sobą kijki oraz plecak
i nastawiłam się na marszobieg. W pewnym momencie dołączyły się
do mnie dwie blondynki Agnieszka i Anetta i razem ze mną (Aneta)
tworzyłyśmy drużynę AAA. :-) Było całkiem wesoło. Agnieszka z
Anettą pochodzą z jednej drużyny i trzymają się na biegach
razem, mają taką zasadę, że powoli konsekwentnie do przodu, nie
przejmowały się swoją pozycją, bo trzeba było rozłożyć siły
na cały dystans. Przekonałam się o tym, że odpowiedni sprzęt i
przygotowanie dużo robią. Kiedy zrobiło się ciemno moja latarka
nie za długo poświeciła, próbowałam posiłkować się latarką
na korbkę, ale nie mogłam trzymać kijków i nakręcać latarki,
przy słabej widoczności nie dałam rady gonić blondynek przy takim
oświetleniu. Myślałam, że jak dojdę do punktu to zmienię
baterię, ale do punktu było ciągle daleko. W pewnym momencie
poprosiłam jednego biegacza, żeby mi poświęcił swoją latarką a
ja w tym czasie zmieniłam baterię. Kiedy dotarłam do punktu
kontrolnego miałam godzinę zapasu do limitu czasu i spotkałam
jeszcze blondynki. Na punkcie zjadłam arbuza, banany, wafelki,
rodzynki i wzięłam na drogę orzeszki ziemne. Maszerowałam sobie i
jadłam orzeszki, kiedy jeden biegacz mnie mijał poczęstował go
orzeszkami w końcu na trasie orzeszki smakują lepiej niż na
punkcie. :-)
Pokonywałam trasę samodzielnie, z oświetleniem było dobrze przez
pewien czas aż do momentu kiedy latarka przestała świecić.
Starałam się iść pod górę przy świetle księżyca, noc była
dosyć jasna, ale księżyc nie wszystkie oświetlenia były
widoczne, posiłkowałam się latarką na korbkę żeby widzieć
oznaczenia trasy, ale zgubiłam się po czeskiej stronie. Zaczęłam
sprawdzać papierową mapę i szlaki, ale po ciemku nie wszystko było
widoczne, dopiero telefon z GPS-em pomógł mi i po śladzie doszłam
do Śnieżnika. Za Śnieżkiem szło mi dosyć dobrze, kijki pomagały
przy zbiegach, ale przez zgubienie straciłam dużo czasu. Dotarłam
do punktu kontrolnego 25 minut przed limitem czasu i byłam już
ostatnim zawodnikiem. Posiliłam się na punkcie tostami, które
popiłam kolą, porozmawiałam z wolontariuszami, chcieli dać mi
baterię jak im obiecam, że dobiegnę do mety, odpowiedziałam, że
nie mogę im tego obiecać a na pewno sklepy będą otwarte w ciągu
dnia więc się zaopatrzę jak będę kontynuować bieg.
Kolejny etap był dla mnie bardzo ciężki, świadomość, że jestem
ostatnim zawodnikiem podcięła mi skrzydła. Jeden mięsień dawał
mi się bardzo we znaki i każdy krok sprawiał mi ból, czy to bieg,
czy to marsz. Postanowiłam jednak maszerować dalej. Robiło się
coraz jaśniej i teren był w miarę płaski, ale nie umiałam
utrzymać bardzo szybkiego tempa. Kiedy trasa zaczęła prowadzić
przez pole w pewnym momencie ogarnęła mnie taka senność, że
zaczęłam tracić równowagę, nawet kijki nic mi nie pomagały.
Usiadłam na drodze, zjadłam trochę batonika, trochę cukru,
wzięłam magnez, Żeń-szenia oraz witaminę c i ruszyłam dalej,
przynajmniej potrafiłam utrzymać równowagę. Kilometry bardzo mi
się dłużyły, ale postanowiłam nie poddawać się bez walki i
spróbować dotrzeć do kolejnego punktu Długopole Zdrój na czas.
Brakło mi jakieś 0,5 godziny, dotarłam na miejsce koło 8:30.
Zadzwoniła do mnie pani z organizacji z pytaniem gdzie jestem, bo
punkt już się zwija, powiedziałam że chciałabym się z nim
zabrać do Lądka Zdrój (bazy), ale nie mieli już miejsca. Kiedy
dotarłam do punktu nikt na mnie nie czekał. Na pobliskim przystanku
spytałam się o możliwość dostania się do Lądka Zdrój, ale
droga prowadziła naokoło przez Kłodzka. Pani z organizacji
sprawdziła mi połączenie i nie miała lepszych wieści, mogłam
poczekać do 11 aż przyjechałby by po mnie bus, który zabierał
ludzi z kolejnego punktu kontrolnego. Byłam brudna i zmęczona
chciałam jak najszybciej dotrzeć do domu więc postanowiłam łapać
stopa, mój wygląd nie był zbyt zachęcający, ale jeden pan
podwiózł mnie do pobliskiej miejscowości, stamtąd złapałam
kolejnego stopa do Lądka Zdrój. Otrzymałam na trasie niezbędną
pomoc. :-)
Marta w tym roku dobiegła dalej niż ja, bo do 100 kilometra, był
taki upał, że zniszczyła sobie buty na gorącym asfalcie i
odparzyła stopy, kiedy ponownie została bez noclegu jeden biegacz
odstąpił jej swój namiot i poszedł spać do samochodu. Bóg
zawsze troszczy się o nas przez innych ludzi.
Zrozumiałam na tym biegu jak bardzo ważne jest żeby się nie
poddawać i walczyć do końca. Teraz siedzę w domu i jak ranny
żołnierz leczę rany. Niestety moje kolana wymagają jeszcze
leczenia, więc na razie muszę zrobić przerwę od biegania i od
roweru żeby w sierpniu wystartować z lepszym skutkiem. Na myśl
przychodzą mi słowa, które powiedział Tomas Edison:
„Naszą największą słabością jest poddawanie się.
Najpewniejszą drogą do sukcesu jest próbowanie po prostu, jeden,
następny raz.” Znając życie pewnie spróbuję następny raz, ale
tym razem będę się musiała lepiej przygotować.
Dedykuję wszystkim piosenkę
Myslovitz „Acidland”
Nie poddaj się, bierz życie jakim jest
I pomyśl, że na drugie nie masz szans
Po co ten stres, myślisz, że nie masz nic
Każdy ma - nawet Ty
Czasem trzeba to po prostu znaleźć
Miłość, noc i deszcz, życie też
Dlatego warto starać się
Powiedz, czy naprawdę nic nie jesteś wart
Znajdź to w sobie, tak
Nie poddaj się, bierz życie jakim jest
I pomyśl, że na drugie nie masz szans
Ten kraj jest jak psychodeliczny lot
Czujesz, że nie zmienisz nic
Spróbuj wziąć z tego coś
To przecież Twoje życie jest
Popełniaj błędy i naprawiaj je
Gdy dotkniesz dna odbijaj się
Wykorzystaj czas, drugiego już nie będziesz miał
Nie poddaj się, bierz życie jakim jest
I pomyśl, że na drugie nie masz szans
Odetchnij więc, zastanów się
Znajdź jego sens, bierz życie takim jakie jest
I ciągle szarp, i zmieniaj je
Przed siebie idź, bierz życie takim jakie jest
I zmieniaj je, i ciągle walcz, przed siebie idź
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz