poniedziałek, 29 września 2014

Bieganie nie po okolicy, ale w stolicy

Wczoraj odbył się 36 Maraton Warszawski. Postanowiłam się do niego solidnie przygotować, kilka tygodni wcześniej zarezerwowałam bilety na Polskiego Busa i tydzień przed maratonem przebiegłam się do rodziny mieszkającej w odległości 53 kilometrów w ciągu 7 godzin. Zapamiętałam nawet godzinę odjazdu autobusu i tak też się wybrałam. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu pomyliłam godziny odjazdu i zamiast przyjechać na 9, przyjechałam na 10 i mój autobus już pojechał beze mnie.

36 Maraton Warszawski

http://pzumaratonwarszawski.com/
Dystans: 42,195km
Termin: 28.09.2014
Czas: 05:14:25
Miejsce: Warszawa, ulicami miasta
 
Na szczęście na dworcu czekał na mnie mój trener Piotrek (z którym poznaliśmy się na wrocławskim maratonie) i mieliśmy dłuższą chwilę żeby pogadać. Chciałam jechać Polskim Busem o 10, ale powiedzieli że nie mogą mi sprzedać biletu a kasy 15 minut przed odjazdem są zamknięte i tym sposobem pojechałam Polskim Busem o godzinie 11. Nie ukrywam trochę mnie strach ogarnął czy dojadę na czas, bo odbiór numerków odbywał się tylko w sobotę do 20, ale na szczęście dane mi było zdążyć. :)
Był to dla mnie bardzo cenny czas mój trener Piotrek powiedział bardzo ważne słowa, że nie jestem przeciętnym biegaczem tak jak się o sobie wyrażam, ponieważ przeciętny biegacz nie biega biegów ultra oraz maratonów. Jak później rozważyłam jego słowa to przyznałam mu rację no bo przeciętny biegacz nie biega w Five Fingers, ale tak naprawdę to nikt nie jest przeciętnym biegaczem. Każdy jest wyjątkowym biegaczem, ma swój styl biegania, swoją historię (chorób i kontuzji), swoje własne cele i motywy ciągnące go wciąż do przodu...
Tak więc dzięki trenerowi moja motywacja i samoocena wzrosła. Postanowiłam przebiec ten maraton według ustalonego planu metodą „ala Galloway” tzn. Galloway dopasowany do mnie. :) Co dwa kilometry starałam się chwilę maszerować, czasami było to trudne, bo biegacze mówili dasz radę biec, nie poddawaj się a ja przecież celowo maszerowałam. Momentami był problem żeby znaleźć miejsce do marszu, bo pozostałe osoby poruszały się znacznie szybciej, nieraz maszerowałam kawałkiem chodnika lub prawą częścią jezdni i wszystko byłoby dobrze gdyby nie narastający ból stopy. Około 15-go kilometra mocno bolała mnie podeszwa prawej stopy do tego stopnia, że skorzystałam z pomocy medycznego na trasie, który zrobił mi masaż stopy. Medyczny polecił mi korzystanie z pomocy na pozostałych punktach jeśli ból nie ustąpi albo zejście z trasy. Myśl o zejściu z trasy była dla mnie na tyle silna, że nie chciałam korzystać z pomocy medycznych. Według regulaminu decyzja lekarza na trasie jest ostateczna i jeśli zaleci zejście z trasy należy się mu podporządkować a jeśli lekarz nie wie, że jesteś chory to naturalnie nie będzie ci kazał schodzić z trasy, tak więc chociaż zdrowie fizyczne mnie opuszczało to zdrowy sposób myślenia ciągle mi towarzyszył. :) Oczywiście wszystko jest do czasu, w tym wypadku do czasu 32-go kilometra, gdzie ponownie skorzystałam z pomocy medycznego, który rozmasował mi obydwie stopy, bo druga stopa też zaczęła mnie boleć. Postanowiłam bardziej myśleć o swoim zdrowiu i dalszą część trasy przemaszerowałam aby nie obciążać nogi bieganiem.
Tak naprawdę to marsze mają bardzo dużo zalet, poza tym, że odciążają organizm zmęczony biegiem i regenerują siły to pozwalają też poznać ciekawych ludzi. W trakcie marszu można znacznie łatwiej porozmawiać niż w trakcie biegania, zazwyczaj kiedy człowiek maszeruje w trakcie maratonu to nie myśli już o pokonaniu Kenijczyków, zrobieniu życiówki, czy kibicującej publiczności, jego myśli zwracają się ku temu, że ma czas na rozmowę, bo do limitu jeszcze wiele czasu... Na maratonie poznałam jednego biegacza, który 2 tygodnie przed swoim pierwszym maratonem rzucił palenie, zmienił dietę i w ciągu roku biegania znacznie zrzucił nadwagę, to jest bardzo miłe, kiedy się słyszy jak bieganie zmieni czyjś styl życia i sposób myślenia, kiedy ktoś staje się lepszym człowiekiem.
Spotkałam też bardzo miłą panią, która podzieliła się ze mną swoim przepisem z kurzych łapek, gotuje z nich wywary i galarety, później je przez 3 miesiące i ma zdrowe, mocne kości i stawy. Ta sama pani biegła ze swoim mężem, któremu siadły mięśnie i też już tak szli od dłuższego czasu, zachęcała męża żeby wbiegli na metę a kiedy on powiedział, że nie da rady to ona pozostała z nim do końca. Dla mnie to bardzo budujące kiedy dwoje ludzi dogaduje się, żeby biec razem i w momencie zasłabnięcia nie zostawia tej osoby żeby mieć lepszy czas tylko zostaje z nią do końca. Tak trzymać wszyscy biegacze!!!
Mogłabym tutaj jeszcze napisać wiele słów na temat trasy, kibiców, spotkanych biegaczy, ale niech każdy maratończyk choć raz przebiegnie maraton w Warszawie i zobaczy jak to jest biegać w stolicy bardzo ciekawie...
Mój czas wyniósł: 5:14:25
Open 6293/6675
Kobiety 820/911
K30 389/418

Warto zauważyć, że pośród wszystkich osób kończących Maraton Warszawski kobiety stanowiły 13,65%, we Wrocławiu w tym roku było to około 12% i we Wrocławiu organizator chciał doczekać proporcji pół na pół. Kto wie może kiedyś doczekamy się maratonu tylko dla małżeństw wtedy proporcja zostałaby zachowana. Jeszcze fajniej by było jakby mężczyźni biegli razem ze swoimi żonami to wtedy te czasy ukończenia nie byłyby aż tak wyśrubowane. :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz